aaa4 |
Kot |
|
|
Dołączył: 31 Sie 2018 |
Posty: 4 |
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Fannon pokiwal glowa.
-Dobrze mysleli. Od czasu ich ostatniego napadu patrolowane byly czesto okoliczne lasy. Nie mogli sie zblizyc bez naszej wiedzy na odleglosc dnia marszu do Crydee. W ten sposob zaskoczyli nas nie przygotowanych. - Stary Mistrz Miecza mowil zmeczonym i zgorzknialym glosem. - Teraz zas w miescie nie pozostal kamien na kamieniu, a dziedziniec zamkowy wypelniony jest po brzegi przerazonym ludem miejskim.
Trask byl rownie przybity.
-Po dotarciu do nabrzeza glowna czesc oddzialu szybko zeszla na lad. Na pokladzie zostalo kilkunastu, ktorzy wyrzneli wszystkich moich ludzi. - Grymas bolu skrzywil j ego [link widoczny dla zalogowanych]
. - To byla banda niezlych rozrabiakow, ale w sumie nie takich zlych ludzi. Nie mielismy pojecia, co sie swieci, dopoki pierwsi chlopcy nie zaczeli spadac za burte naszpikowani strzalami. Kolorowe zakonczenia strzal trzepotaly w locie jak choragiewki, zanim ciala nie uderzyly o wode. Myslelismy caly czas, ze beda chcieli, abysmy odplyneli z nimi z portu. Moi chlopcy stawili oczywiscie opor, ale bylo juz za pozno. Kolki i rozki szkutnicze to troche malo, jezeli masz przeciwko sobie przeciwnikow uzbrojonych w miecze i luki.
Trask westchnal ciezko. Skrzywil sie z bolu spowodowanego zarowno opowiescia, jak i rana w boku.
-Trzydziestu pieciu ludzi. Zabijaki, typy spod ciemnej gwiazdy, portowe lumpy, nie ma co ukrywac, niezla zgraja, ale to byla moja zaloga. Tylko ja mialem prawo ich zabic, gdyby byla taka koniecznosc. Roztrzaskalem czaszke pierwszego Tsuraniego, ktory sie do mnie zblizyl. Wyrwalem mu miecz i zatluklem nastepnego. Trzeciemu udalo sie wytracic mi miecz z reki i przebil mnie na wylot. - Zasmial sie krotkim, chrapliwym smiechem. - Skrecilem mu kark. Potem stracilem na jakis czas przytomnosc. Chyba mysleli, ze umarlem. Kiedy sie ocknalem, pod pokladem szalal juz ogien. Zaczalem krzyczec o pomoc. No a potem juz wiecie, zobaczylem Ksiecia wchodzacego na poklad.
-Jestes odwaznym czlowiekiem, Amosie Trask.
Na twarzy kapitana pojawil sie wyraz glebokiego bolu.
-Chyba nie za bardzo, skoro nie potrafilem obronic statku, Wasza Wysokosc. Kim ja teraz jestem? Jeszcze jednym wyrzuconym na suchy lad zeglarzem...
Tully przerwal kapitanowi.
-Juz dosyc. Arutha, potrzebny ci wypoczynek. - Polozyl reke na ramieniu Traska. - Dobrze zrobisz, kapitanie, jezeli pojdziesz w jego slady. Twoja rana jest o wiele powazniejsza, niz ci sie wydaje. Zaprowadze cie do pokoju, gdzie bedziesz mogl wypoczac.
Kapitan podniosl sie.
-Kapitanie Trask - powiedzial Arutha.
-Tak, [link widoczny dla zalogowanych]
Wysokosc?
-Potrzeba nam w Crydee paru porzadnych i przedsiebiorczych ludzi.
W oczach zeglarza zamigotaly iskierki humoru.
-Dziekuje bardzo, Wasza Wysokosc. Nie bardzo wiem, ja |
|